środa, 29 września 2010

Projekt ubezpieczenia

Ponieważ miałem już wątpliwą przyjemność kontaktu z PZU, w sprawie likwidacji szkody majątkowej (o czym pisałem w poście), postanowiłem sam sobie, stworzyć fundusz ubezpieczeniowy.

Mój kontakt z naszym największym ubezpieczycielem, znów się zrobił dość częsty. Oczywiście za sprawą dzwona, który spowodował mój ojciec, jadąc moim samochodem (o czym tutaj).

Chodzenie do filii PZU w mojej miejscowości i zgłaszanie iż to nie ja prowadziłem, nie wiele daje. Wszelka korespondencja z towarzystwa ubezpieczeniowego, przychodzi do mnie. Nawet jeśli już musi, to dlaczego ciągle do mnie piszą jako do sprawcy. Przecież można napisać "pańskim samochodem została wyrządzona szkoda", a nie "pan spowodował wypadek, w którym uszkodzony został pojazd ..."

Może ich podać do sądu, o naruszenie dobrego imienia :)
Jak gdzieś o tym poczytam, to się zastanowię. Może uda mi się zdobyć nawet nie wielkie odszkodowanie, które będę mógł wykorzystać do podratowania portfela.

Wracając do tytułu posta.
Otworzę rachunek oszczędnościowy i będę na niego wpłacał "składki", które musiał bym przekazywać jakiejś firmie ubezpieczeniowej, w moim przypadku PZU, za ubezpieczenie AC samochodu, czy ubezpieczenie mieszkania.

Podejrzewam, że szybciej odzyskam pieniądze z tego rachunku niż zdołam wyciągnąć od ubezpieczycieli. A już na pewno, mniej będzie gwiazdek i "wyłączenia odpowiedzialności".

wtorek, 28 września 2010

Dlaczego jeszcze nie jestem rentierem?

Odpowiedź może być całkiem prosta.
Za mało oszczędzam, za dużo wydaję, kiepsko inwestuję.

Ale od początku.
Pracę zacząłem w wieku 17 lat. Co prawda pierwsza moja „pensja” była dość skromna, gdyż była to praca dodatkowa. Dorabiałem po szkole.
Później również pracowałem na studiach, a 4 i 5 rok, poszedłem pracować na etat. W związku z tym, te dwa lata studiów robiłem zaocznie. Pensja również była niska, gdyż początkujący na danym stanowisku, raczej nie powinien spodziewać się wiele.

Już na studiach nie mieszkałem z rodzicami mimo iż pracowałem w tym samym mieście, w którym i oni przebywali.

Była to nasza wspólna decyzja, może nie koniecznie rozstrzygnięta w miłej atmosferze.

Niemniej jednak, już od tamtej pory, "pożyczałem" im pieniądze. Niby nie wielkie kwoty, 20 czy 50zł miesięcznie "na chleb", ale do tej pory uzbierało się z nich 15300zł. Oczywiście nie licząc odsetek.

Wiem, że może ktoś uważać, że mając dochód wspólny około 2800, mogę dość dużo odłożyć i zostać rentierem w dość krótkim czasie.

Ale:

poniedziałek, 27 września 2010

Sztabki sprzedane czyli zarobek na hossie złota.

W związku z trwającą hossą na rynku złota i przekroczeniu 1300 dolarów za uncje, postanowiłem nie czekać i pozbyłem się swoich zasobów złota :)

Co prawda to tylko 15g więc nie zatrząsłem rynkiem złota, ale mogłem się poczuć jak prawdziwy inwestor :)

Sztabki kupowałem w ostatnich miesiącach. Średnia za sztabkę wyniosła 600zł. Dwie z nich były z serii Poczet Władców Polski, więc dodatkowo miały wartość numizmatyczną.

Ponieważ sprzedałem je "hurtem" czyli wszystkie na raz, kwota transakcji wyniosła 2500.
Myślę, że to niezły zarobek jak na obecne czasy.

Pewnie można było poczekać parę dni czy miesięcy i może sprzedać po 1500 dolarów za uncję, ale wolę mieć realny zysk w postaci pieniądza, niż wirtualny na papierze.

Dlatego też mogę spać spokojnie nie przejmując się pęknięciem bańki. Nawet jeśli wzrośnie do 2000 za uncję, to trudno. Inwestowanie to poszukiwanie okazji i godzenie się zarówno z nietrafionymi posunięciami, jak i niwelowaniu ryzyka nawet przy niewielkim zysku.

Kolejna okazja zdarzy się może już niedługo.

niedziela, 26 września 2010

Jak odłożyć 99% dochodu

Po przeczytaniu jednego postu na blogu poświęconym oszczędzaniu, zostałem nim zainspirowany.
Myślałem, jak można oszczędzić więcej niż autor posta.

O to co wykombinowałem.
Założenie: posiadamy jakiś dochód, jak i ile to już zależy od tego kto chce realizować plan.

1. Mieszkamy najlepiej w bloku (jeśli nie, to i tak spotkamy się nie długo w lokalu socjalnym)
2. Nie płacimy czynszu - co nam zrobią. Jak chcą wyrzucić to muszą zapewnić lokal (najbezpieczniej jednak posiadać zameldowane tam dziecko :))
3. Opłacamy tylko wodę i prąd (człowiek nie wielbłąd, pić musi, a i czasem sobie przyświecić)
4. Ogrzać możemy się paląc zebraną makulaturę lub wybrać się do pobliskiego zalesionego miejsca.
5. Pić kranówkę (nie dawno mówili, że tylko w Polsce przegotowuję się wodę).
6. Zamiast papieru toaletowego, można użyć wspomnianej już makulatury.
7. Jeść warzywa i owoce (zaprzyjaźnić się z panią z warzywniaka, która i tak wyrzuca sporo warzyw i owoców czasem tylko lekko nadpsutych), ewentualnie udawać, że się zapomniało jedzenia z domu i niech koledzy w pracy poczęstują.
8. Jeździć na gapę.
9. Bez telefonu też da się żyć, jak i bez telewizora, komputera itp.

Ktoś powie, że to dziadowanie.
Może i tak, ale w jakim tempie można dojść do rentierstwa? Oczywiście pod warunkiem, że się dożyje w miarę ze zdrowymi nerkami czy innymi organami wewnętrznymi.

Ale będąc już rentierem, można pospłacać ewentualne zaległości wobec spółdzielni/gminy i żyć pełnią parą.

Może to trochę głupi post, ale w ciągu dwóch dni, przepracowałem 20 godzin na szkoleniu i trochę musiałem odreagować.

Moje plany do końca roku

Ponieważ mój portfel, przeszedł ostatnio dość wiele (o czym tutaj), postanowiłem urealnić swoje plany, związane z dążeniem do niezależności finansowej.
Wydaje mi się, że należy dążyć do wolności czy też rentierstwa, drobnymi krokami. Cel: za 20, 30 lat być rentierem", jest zbyt ogólny. Należy zrobić sobie plan działania, np. na rok i starać się go realizować. Musi on być realny, aby zakończony sukcesem, motywował nas do dalszej pracy. Bo jeśli będzie zbyt ambitny i nie uda się go nam wypełnić, może nas to zniechęcić do dalszego działania.

Dlatego, postanowiłem stworzyć swój plan do końca roku.
1. Stworzyć fundusz awaryjny w wysokości 5000zł.
2. Odłożyć na przyszłość dziecka 7000zł (obecnie mam 5600)
3. Na rachunku oszczędnościowym w euro posiadać 500e (obecnie 316)
4. Odłożyć minimum 2000zł na uroczystości związane z nowym członkiem rodziny
5. Stworzyć fundusz prezentowy w wysokości 500zł

Myślę, że to dość realne plany. Chcę je realizować poprzez projekt - szkolenia, jak również dzięki becikowemu, zwiększeniu oszczędności na sobie (rodziny nie będę do tego mieszał bo co oni winni :)), grze na giełdzie w IKE i ewentualnie na innych projektach, które mam nadzieję wymyślę w tym czasie.

Ile kosztuje ciąża, czyli już niedługo rozwiązanie

Za około 3 tygodnie pojawi się na świecie nowy obywatel Polski, powiększając moją rodzinę :)

Żeby uzmysłowić większości, jak ciąża i dziecko wpływają destrukcyjnie na portfel, chciałem z grubsza przedstawić wydatki w okresie ciąży.
Nie piszę tego po to by zniechęcać do potomstwa (moim zdaniem dość skutecznie w tym wyręcza mnie rząd, ale po to by w oparciu o fakty, a nie wyliczenia ekonomistów, pokazać na co trzeba być przygotowanym.

Oczywiście zaczyna się niewielkim kosztem, jakim jest zakup testu ciążowego. Potem jest już znacznie gorzej.

- wizyty u lekarza (gdy jest wszystko dobrze, raz w miesiącu), koszt 100zł, jeśli dochodzi USG plus 50zł
- gdy ciąża jest zagrożona, lekarstwa miesięcznie - 200zł (do 7 miesiąca ciąży)
- niezbędne witaminy raz na miesiąc - 60zł
- ubrania ciążowe (zależy jak kobieta chce się stroić), niezbędne bo trzeba chodzić do pracy - droższe od "zwykłych", bo na ciężarnych trzeba zarobić
- wszelkiego typu "zachcianki" z którymi nie da się dyskutować
- lepsze jedzenie tzn. dieta bogata w nabiał, warzywa, owoce (które są dość drogie)
- więcej słodkości z powodu "hormonów"
- wydatki na telefon, bo wszyscy muszą wiedzieć jaki mąż jest nieczuły :) (nie rozumie, bo nigdy nie był w ciąży)
- wydatki na poprawienie "zdrowia", choć podobno ciąża to nie choroba

Do tego dochodzi ciągła zmiana nastroju, ale to już nie do tego postu :)

Inwestowanie w złoto, kiedy pęknie ta bańka

Mam 3 sztabki złota po 5g co jak na razie napawa mnie radością. Złoto po raz kolejny bije rekordy, przynajmniej jeśli chodzi o cenę w dolarach.
Dzisiaj można tylko żałować, że w tamtym roku sprzedałem sztabkę jedno uncjową. Miałbym niezłą stopę zwrotu.

Obecna sytuacja, na rynku złota, jest dość dziwna. Jego ceny idą w górę, mimo, że akcje również. Z reguły ceny złota rosną, gdy zmniejsza się zaufanie do giełd i chęć do ryzyka.

Dlatego też, zastanawiam się, czy nie sprzedać tych swoich sztabek teraz, póki ceny są tak wysokie. Patrząc na oferty z allegro, mogę liczyć na 450zł zysku.

Człowiek już tak ma, że jak idą straty to liczy na odbicie, jak zarabia to czeka i liczy na jeszcze większy zysk.

Dlatego czeka mnie walka ze samym sobą i próba podjęcia stanowczej decyzji. Czy zostawić złoto czy je sprzedać.
Na szczęście mam dość mało tego złota, więc i ewentualna strata będzie niższa :)
Tylko, że teraz można sprzedać drogo, a gdy bańka pęknie, kupić tanio.

Projekt szkolenie - realizacja planu

Dzisiaj po raz kolejny realizuję projekt dzięki któremu mam zamiar podreperować swój portfel.

Jest to cykl szkoleń, przeprowadzanych dla osób dorosłych.
Moje wrażenia są dość pozytywne. Co prawda jako nauczyciel w pełni tego słowa znaczeniu, nie podjąłbym się pracy.
Ciągłe tłumaczenie parę razy tego samego, to trochę uciążliwe. Jestem na szkoleniach, w o tyle dobrej sytuacji, że tu są osoby, które chcą się nauczyć no i z zachowaniem nie ma problemów. Kto się nudzi, lub mu nie pasuje, po prostu może sobie wyjść, kiedy tylko zechce.
Szkolenie - to forma zarobku. Nie dorabiam sobie jakiejś ideologi do tego zajęcia. Nie interesuje mnie, kto i dlaczego na nie przyszedł, tak jak nie interesuje mnie, kto traci na giełdzie, kiedy ja zarabiam.

Mam dwie wiadomości. Dobrą i złą (przynajmniej dla mnie)
Dobra - płacą 50zł na rękę za godzinę
Zła - mam tylko 50 godzin do przepracowania

Ale dobre i tyle. Choć trochę pozwoli mi to, odzyskać wartość portfela i załatać domową dziurę budżetową. Szkoda, że tak jak rząd, nie mogę wypuścić dwu letnich obligacji na 4% brutto :) (a dokładniej nie znajdę na nich nabywców)

sobota, 25 września 2010

Pierwsze szkolenie, pierwsze wrażenia

Mam właśnie przerwę w prowadzeniu szkolenia dla dorosłych.

Zanim opowiem o wrażeniach, odniosę się może do komentarzy Marcina

Co byś odpowiedział na pytanie: "Jak na tym zarobię i gdzie znajdę frajera co za to zapłaci?". Tu jest Polska 90% młodych ludzi umie Informatykę, siedzą w szkołach z innych powodów materialno-społecznych.

Szkoląc na pewno zarobię, bo to umowa o dzieło więc nie muszę się martwić. Chętnych podobno jest sporo i już za to zapłacili. Nie wiem czy chcieliby żeby nazywać ich frajerami.
Jeśli zaś chodzi o te 90%. Mogę cię zapewnić, że ludzi, którzy znają informatykę jest wbrew pozorom niewielki procent. Ja choć skończyłem magisterkę z Informatyki, wcale nie uważam się za informatyka. Nie dorastam do pięt niektórym moim wykładowcom.
Polak, to taki specyficzny naród. Zna się na wszystkim i wie wszystko. Potrafi wlać olej do samochodu, to już ma się za mechanika, potrafi włączyć komputer, odpalić gg lub jakąś grę, ściągnąć nielegalny program i już straszny z niego informatyk.
Gdyby tak było, to ludzie świadczący usługę instalowania systemu, a później jego odwirusowywania, dawno by splajtowali.
Ja w biurze, mam kilka osób, którym wydaje się, że straszni z nich informatycy, a nie potrafią zrobić przejść w prezentacji itp.
Zresztą szkoda o tym nawet pisać.

W drugim komentarzu Marcin pisze:
@zniechęcony, tak wiem, uczysz się potem uczysz innych bezrobotnych i kasa się kręci. Taka ułuda, że niby warto się uczyć. Nie każdy chce być nauczycielem i wciskać kit innym, żeby nauczeni zostali nauczycielami.

Nie jestem nauczycielem, więc nikomu nie wciskam, żeby został nauczycielem, wręcz odradzam znajomym. Na szkoleniach, nie ma osób bezrobotnych, tylko ludzie pracujący, chcący poznać lepiej technologię informacyjną. Nie dlatego, że muszą, ale dlatego, że chcą. Może dla siebie, może po to by kontrolować swoje dzieci, które wciskają kit, że siedzenie parę godzin przed komputerem, to wynik prac domowych.


A teraz o moich wrażeniach.
Ponieważ są to ludzie dorośli i chcący się uczyć, nie ma problemów z dyscypliną. Wszyscy do siebie na pan pani, więc atmosfera jest dość miła. Większość "uczniów" jest sporo starsza ode mnie, więc to trochę dziwna sytuacja.

Jeśli chodzi o uczenie, bywa trudno. Tłumaczenie komuś po raz piąty, formatowania tekstu w wordzie jest dość irytujące. Właśnie mamy takich "informatyków", u których zakaz posługiwania się enterem przy przejściu do nowej linii to zbrodnia.

Ale ogólnie może być, choć płaca jest dość kiepska. 15zł za godzinę, to chyba nawet jak na taką małą miejscowość to obciach.

piątek, 24 września 2010

Projekt - dorobić na szkoleniach

W związku z destrukcją portfela, muszę tworzyć nowe projekty, aby w jakiś sposób, odbudować wartość swych inwestycji.

Pozazdrościłem nauczycielom, bo wszyscy im zazdroszczą paru godzin pracy, wakacji itp., i postanowiłem, choć przez jakiś czas, zagościć w tym zawodzie.

Co prawda, będę tylko weekendowym nauczycielem, bez ich przywilejów, nie na etacie tylko umowie o dzieło.

Będzie to praca w szkole dla dorosłych, z zajęć komputerowych.
Zobaczę więc, jak to jest po tej drugiej stronie biurka.
Mam nadzieję, że się sprawdzę i choć parę godzin, a przede wszystkim, parę złotych, uda mi się dołożyć do portfela.

Z tego co się orientuję, to większość tych "uczniów" nie ma większego pojęcia o komputerach czy informatyce.
Zastanawiam się, jak moje nerwy wytrzymają, przy tłumaczeniu ludziom, dla mnie oczywistych rzeczy.
Bo posługując się popularnymi zwrotami, które funkcjonują w świecie informatyki, nic raczej nie wskóram.

Zaczynam od jutra więc nie długo, opiszę swoje pierwsze przeżycia.

środa, 22 września 2010

Jak zarobiłem na giełdzie 30% w pół roku

Od maja, nie zaglądałem na swoją wirtualną grę giełdową. Zapomniałem o niej na ten czas z powodu wielu innych zajęć i problemów świata codziennego :)

Dziś, odebrałem maila, że gra ta została uaktualniona itp.
Zacząłem więc szukać swojego loginu i hasła, by zobaczyć, co z moim portfelem akcji, stało się przez ten czas.

Powiem Wam, że dość mocno się zdziwiłem. Kasy ma bardzo dużo. Wartość portfela, zwiększyła się o 30% w stosunku do wartości z maja.
Część zarobku to wypłata dywidendy z TPSA.

A akcje jakich spółek miałem? :
1. Netia - strata 140,26 (2000 akcji, zakup kwiecień)
2. TPSA - zarobek 3800,96 czyli 24,98% (2000 akcji, zakup maj)
3. HOOP - strata 276,02 (200 akcji, zakup 2008, jak się tego pozbyć)
4. PGE - strata 1305,04 (3000 akcji, zakup marzec)
5. KGHM - zysk 4550,09 (304 akcji, zakup maj) - dzisiaj sprzedałem
6. OPTIMUS - zysk 19521,77 (10000 akcji, zakup marzec) - dzisiaj sprzedałem

Moja wartość portfela, niestety tylko wirtualnego, to dzisiaj 197907,34zł.
Jeszcze dostanę dywidendę z PGE.

Może to być przykład, na inwestowanie w stylu, kup i zapomnij. Sprawdziło się w tym przypadku, choć nie podejrzewam, aby ktoś, z kapitałem 100k czy 200k, kupił akcje i czekał pół roku, czy parę miesięcy, nie zaglądając i nie śledząc swojego portfela.

Ja, inwestując na prawdziwej giełdzie i to tylko 1000zł, codziennie spoglądam na notowania :)

Projekt lotto - jak wygrać na grach hazardowych

Parę lat temu, będąc zarabiającym studentem, bez rodziny, a nawet bez planów jej założenia, marzyła mi się wygrana w Dużego Lotka, a później w Multi Lotka.
Spędzałem sporo czasu, analizując wyniki, częstotliwość wypadania poszczególnych liczb itp.

Traciłem kasę, przegrywając za każdym razem. Postanowiłem więc, spytać wyszukiwarkę internetową, co ona o tym myśli.


Ktoś opisywał system 3 skreśleń w multilotku i wyglądało to całkiem sensownie. Zainwestowałem i kupiłem ten system. Dopiero po zapoznaniu się z faktami, zrozumiałem, że ten system to bujda.
Pewnie, że grając przez 10, 100 czy 1000 losowań, w końcu trafi się te 5 liczb i wygra. Tylko skąd wziąć pieniądze aby sfinansować tak zwaną progresję?


Dlatego też pogodziłem się ze stratą i od tamtej pory, podchodzę co najmniej sceptycznie do wszelkiego tego typu "wiedzy" na temat wygrywania, łącznie ze sposobami na oszukanie ruletki czy zakładach bukmacherskich.

Nieraz, przy kumulacji w dużym lotku (czy jak on się teraz nazywa), puszczam parę skreśleń.

Jednak od października, postanawiam stworzyć projekt lotto, bądź hazard.
Zakładam rachunek oszczędnościowy i kiedy przyjdzie mi ochota, na hazard, czy to lotto czy zakład bukmacherski, zamiast wydawać, przeleję tą kwotę na ten rachunek.
W ten to sposób, mam pewny zysk z hazardu. Mały, ale pewny % niż prawie zerową szansę na wygranie.
(Tylko gdzie zakwalifikować grę na giełdzie. To też jak hazard :))

Jeśli też grasz i marnujesz w ten sposób pieniądze, to możesz mi je przelać jako dotacja :)
Przynajmniej będziesz wiedział, kto żyje z twoich pieniędzy :)

wtorek, 21 września 2010

Nadchodzi jesień - pustka w sercu i portfelu

No i stało się.
Jak co roku, idzie jesień. Smutna, ponura i dobijająca pora roku.

Stan mojego ducha, niewiele ma wspólnego z tym blogiem, więc może skupię się na kwestii portfela.

Jesień jak i zima, ma bardzo niekorzystny wpływ na domowy budżet. Co prawda to pierwszy taki okres, od czasu, gdy rozpocząłem swą drogę ku niezależności finansowej, ale już mam doświadczenie w kwestii wydatków na przełomie jesieni i zimy.

1. Wzrosną rachunki za prąd, gdyż wcześniej zapala się światło. Nawet stosowanie energooszczędnych żarówek niewiele pomoże (bo w pozostałych porach roku, też ich używam)
2. Ogrzanie mieszkania, to dość duży koszt. Po podwyżce gazu, dodatkowo będzie pustoszył mój domowy portfel. Oprócz tego już niedługo, po przybyciu na świat, nowego członka rodziny, trzeba będzie dodatkowo grzać (jakoś noworodka, nie wypada trzymać w temperaturze poniżej 20 stopni Celsjusza). Nie mam innej możliwości ogrzania mieszkania niż gazem.
3. Wzrośnie zużycie paliwa, gdyż silnik będzie się dłużej nagrzewał. Dodatkowo może okazać się niezbędny zakup prostownika czy nawet akumulatora. Na szczęście samochód został kupiony z zimówkami.
4. Trzeba będzie więcej gotować wody, bo w jesienno-zimowy dzień dobrze jest się dogrzać herbatą czy kawą.
5. No i największy wydatek, czyli prezenty świąteczne. Przy dość dużej rodzinie (dużej liczbie małych dzieci), Mikołaj i Święta, to ruina portfela.



Mam nadzieję, że przetrwam ten okres i dam radę wytrwać w swojej drodze do wolności finansowej.
Że opuści mnie ten pesymizm, i silniejszy stanę do walki, o lepsze jutro :)

sobota, 18 września 2010

Trzymać oszczędności w euro, czy lepiej je sprzedać

Mam na rachunku oszczędnościowym w PKOBP, 300 euro. Jak już wcześniej pisałem, zostały mi, choć planowałem wydać je na samochód (jednak aby można mieć konto oszczędnościowe, musi być minimum 300 euro na rachunku).

Zastanawiam się teraz, czy je trzymać. Co prawda, na początku planowałem dokupować euro i gromadzić je na tym rachunku, w celu późniejszego przeznaczenia tych pieniędzy na wakacje.
Jednak teraz, gdy stan mojego portfela, dość radykalnie się zmniejsza, nie wiem czy ich nie sprzedać, by nie posiłkować się pieniędzmi, które odkładałem na przyszłość dziecka.
Niestety euro trochę spadło (kupowałem je po 4zł), więc byłby stratny na jego sprzedaży. Natomiast do pieniędzy na przyszłość dziecka, mam akurat dostęp, gdyż po umorzeniu jednostek w TFIBPH Stabilnego Wzrostu, leżą sobie na rachunku oszczędnościowym w eurobanku.

Wydaje mi się, że euro powinno niedługo się umocnić, a dokładniej gdy ruszy podwyższa stóp procentowych.

Tak, więc wciąż się zastanawiam co zrobić. Trzymać euro, czy likwidować rachunek i je sprzedać.

Spełnienie złych prognoz czyli totalna destrukcja portfela

Tak więc spełniły się najgorsze me przypuszczenia.
Portfel mój, zostanie we wrześniu, dość mocno naruszony.

Po pierwsze, remont samochodu (który został rozbity), będzie kosztował 1700zł.
Po drugie, remont dachu został zakończony, a jego koszt wyniósł 1500zł.
Po trzecie, zarobki we wrześniu (i tak już pozostanie), spadły o 890zł. Związane jest to zarówno z przebywaniem żony na zwolnieniu lekarskim, jak i utracie przeze mnie jednej dodatkowej pracy.
Nadal akcje PKNOrlen, lecą w dół, więc i na giełdzie nie zarabiam.

Jak wrzesień dobiegnie końca, będzie trzeba przeanalizować swój portfel, a także dokonać niezbędnych przesunięć pieniędzy, by pokryć te wszystkie wydatki.

Drogę trzeba będzie zacząć od nowa.
Na początek, w związku z podniesieniem opłaty abonamentowej cyfry+, jak i ich nachalnego marketingu, postanowiłem zejść z pakietem do najniższego. Nie ma sensu przepłacać za coś, co nie dostarcza zadowalającego produktu. Coraz bardziej, zastanawiam się nad telewizją na kartę. Umowa z cyfrą, kończy mi się w przyszłym roku, więc może z niej całkowicie zrezygnuję.

Mam już parę projektów na myśli, ale o nich po podsumowaniu września. Mam nadzieję, że uda się je wprowadzić w życie i choć trochę pozwolą zniwelować straty, powstałe przez te zdarzenia.

czwartek, 16 września 2010

Podsumowanie pierwszej połowy września.

Złoto po raz kolejny, ustala rekord. Jego cena doszła do 1250$ za uncję.

Posiadam trzy sztabki złota o wadze 5g każda. Ostatnią, trzecią sztabkę, zakupiłem korzystnie na allegro, dość tanio, bo jest to kolejna sztabka z serii Poczet Władców Polskich (ale o tym w podsumowaniu września).

Jeśli chodzi o inwestycje do połowy września, to idzie mi całkiem nieźle. Zarobiłem na akcjach Tauronu, wartość mojego złota rośnie, a i pieniądze na rachunku oszczędnościowym, przynoszą odsetki.
Dzięki dobrej sytuacji na giełdzie, również jednostki TFI funduszu akcji, przynoszą zysk.



Z minusów, przede wszystkim, wydatki związane z oczekiwanym już za miesiąc, nowym członkiem rodziny, no i nieszczęsna naprawa rozbitego samochodu. Prawdopodobny koszt przywrócenia Opla Zafiry do stanu używalności, wyniesie 1000zł.
Również remont dachu zbliża się ku końcowi. Przewidywany koszt 1000zł, okaże się chyba zbyt optymistyczny.

Już nie mogę doczekać się końca września, by zobaczyć, jak moje wydatki, zdewastowały mój portfel.

Mam tylko nadzieję, że nie będę zmuszony ruszać pieniędzy, które odkładałem z myślą o przyszłości dziecka.

Trzeba uczyć się na błędach. Szkoda, że często na swoich.

Dzisiaj patrząc na notowania Taurona, a dokładniej po ile są jego akcje, pozostaje uczucie smutku, że pozbyłem się ich przedwczoraj.

Szkoda.

Co prawda zarobiłem na nich 12% (dzięki IKE nie zapłacę podatku), ale dzisiaj było by więcej. Wiem, że niektórzy stracili na akcjach Tauronu, sprzedając po cenie niższej niż kupili, ale to trochę słabe pocieszenie).

Jestem dopiero początkującym inwestorem giełdowym, dlatego też tym razem sobie wybaczę :).
Zresztą wrzesień i tak jest dla mnie dość ciężki, więc nie ma co dodatkowo się dołować.

Dobrze, że przynajmniej, dzięki tej sytuacji, dokształciłem się na temat inwestowania na giełdzie.
Następnym razem, będę po prostu podwyższał stop loss'a, tak aby więcej zarabiać.
Mam nadzieję, że jeszcze znajdę spółkę, której akcje będą tak tanie, a później w parę miesięcy poszybują w górę.

Może tak będzie z prywatyzacją GPW? Choć podejrzewam, że cena akcji będzie dość duża.

środa, 15 września 2010

Pomóż bliźniemu, a potem płacz i trać nerwy i pieniądze.

Jeszcze wczoraj cieszyłem się zarobkiem 12% na akcjach Tauronu (choć dzisiaj zarobiłbym więcej), a dzisiaj jestem w depresji.

Ojciec poprosił mnie o pożyczenie samochodu, bo jego był w warsztacie i pech chciał, że mi go rozbił. Niestety nie mam wykupionego autocasco i wszelkie naprawy będą szły z mojej kasy (pewnie mi kiedyś odda, choć nie liczę na to gdyż nadal jest mi winien 15k).

Rozbity jest cały przód, zabrany dowód, więc nawet do pracy nie mam jak dojeżdżać.

Tak więc bycie dobrym ,częściej daje człowiekowi po d... nosie, i po kieszeni. Teraz, to żaden fundusz awaryjny mi nie pomoże i będę musiał wycofać pewną kasę z inwestycji. Pozostaje smutek i zniechęcenie. Nawet nie wiem, jak zakończę wrzesień z moimi wydatkami.

Czy jeszcze warto to ciągnąć?
Kiedy człowiek oszczędza, a potem okazuje się, że i tak te pieniądze rozejdą się na różne życiowe sprawy.

Cóż mi zostało. Mieć nadzieję, że nie spłuczę się do zera, na remont samochodu.

Od października albo wszystko rzucę w diabły, albo będę musiał wszystko zaczynać od początku.

Ciężko żyć ze świadomością, że tyle miesięcy wyrzeczeń, pójdzie na marne.

Jak przy tak niskich zarobkach, z rodziną, stworzyć fundusz bezpieczeństwa, który wystarczyłby na pokrycie tak nie przewidywanych wydatków?

Muszę się przespać z tym problemem, bo tracę wiarę.

wtorek, 14 września 2010

Eurobank zwraca pieniądze, opłatę za konto.

Otrzymałem dzisiaj wiadomość od eurobanku, iż dostanę zwrot, nie słusznie pobranej opłaty za prowadzenie konta online.

Opłata ta, została pobrana mimo, iż zgodnie tabelą nie powinna.

Jeśli chodzi o mnie, na koncie, posiadam tylko 2zł, a reszta pracuje sobie na rachunkach oszczędnościowych. W związku z tym, bank zabrał mi tylko 2zł i je zwrócił.

Jednak te coraz częstsze problemu eurobanku, napawają mnie strachem o moje pieniądze.
Nie wiadomo kiedy, system pobierze sobie z konta jakieś dziwne opłaty i będę musiał czekać z dzień czy dwa, aż ktoś to odkręci.

Moje zaufanie do banków, wystawiane jest coraz częściej na próbę.

Dlatego też, intensywnie szukam inwestycji, w którą mogę wejść za pieniądze, które wycofałem z funduszu obligacji na przyszłość dziecka.

Zastanawiałem się, czy za te pieniądze, nie wejść w prywatyzację GPW, ale musiałbym tego dokonać przez IKE, a wtedy pieniądze te trzeba by traktować jako inwestycje długoterminową. Dlatego też, poszukuję innych rozwiązań.

Pierwszy większy zarobek na giełdzie

Dzisiaj sprzedałem akcje Taurona. Po odliczeniu prowizji, na czysto zarobiłem 12,68%.

Wydaje mi się, że to niezły zarobek. Co prawda, rekomendacja dla Taurona, mówi, że akcje wzrosną do 8zł, ale stwierdziłem, że lepszy realny zysk, niż marzenia o większym.

Jestem dość początkującym inwestorem, dlatego, choć mam mały kapitał, wolę go powiększać drobnymi kroczkami, niż grą spekulacyjną.

Do tej pory posiadałem akcje trzech spółek i na dwóch zarobiłem. Pozostały mi akcje PKNORLEN, na których jestem 0,89% (na jednej akcji) do tyłu.

Teraz rozglądam się za kupnem akcji jakiejś kolejnej spółki, na której mógłbym zarobić jakieś 10% :).

Gra na giełdzie, coraz bardziej mi się podoba, choć pewnie przy większym kapitale niż obecnie posiadam, ryzyko i strach były by większe.

sobota, 11 września 2010

Życie to mieszanka radości i smutku. Nie należy osiągać celu za wszelką cenę.

Oszczędzamy, inwestujemy, zarabiamy, po to by żyć, by czuć się bezpiecznym i mieć przynajmniej nadzieję, że robimy to wszystko, po to, by w przyszłości żyło się nam lepiej.

Cieszymy się gdy nam się udaje, złościmy gdy padają nam kłody pod nogi. Jednak z reguły wciąż idziemy do przodu, wierząc, że każda kolejna inwestycja, decyzja, pozwoli nam odrobić straty, a może i zarobić.

Żyjemy wizją tego, jak będziemy żyć, za te kilkanaście, kilkadziesiąt lat. Będziemy niezależni finansowo, pracując dlatego, że chcemy, a nie musimy.
Chcemy trzymać się tych marzeń, tłumacząc sobie teraz, że to co tracimy dzisiaj poprzez oszczędność, nadrobimy w przyszłości.

Niestety nie wszystkie nasze marzenia, plany się realizują.
Czasem przychodzi nagła śmierć, po której nie ma już nic. Taki tragiczny wypadek, który spotkał dzisiaj znajomych.

I nagle wszystkie plany biorą w łeb. To co było ważne jeszcze godzinę wcześniej, już jest nie aktualne. To do czego dążyło się przez parę lat, traci nagle sens. Cała ta strategia oszczędzania i dążenia do niezależności, w ich przypadku, już nic dla nich nie znaczy.
Tracąc dziecko, które miało 16 lat, zawalił im się świat.

Czy w takiej chwili, rodzice nie żałują, że pędzili żeby dogonić świat, kosztem spędzania czasu z dzieckiem. Czy zaoszczędzenie na jakiejś zabawce tych 50zł, nie budzi pustego śmiechu? Bo co im po tych pieniądzach odkładanych na przyszłość dziecka?
Może gdyby je wcześniej wydali na wspólne wakacje, zostały by chociaż jakieś wspomnienia, czy zdjęcia?

Wiem, że to wydarzenia ekstremalne, że większość z nas, dotrwa do emerytury, a może nawet do tej swojej niezależności czy wolności finansowej.

Tylko żebyśmy w tej drodze, w tym gonieniu za realizacją planów, nie zgubili tego co najważniejsze. Żebyśmy nie oszczędzali tam, gdzie nie powinniśmy. Byśmy spędzali czas z bliskimi, nawet za cenę przegapienia super inwestycji ze świetną stopą zwrotu.

Bo gdy będziemy już na emeryturze, zdobywszy niezależność, nie wpadli w depresję, na myśl o tym, ile nas to kosztowało. Ile straciliśmy w relacjach z ludźmi, których nie da się już odbudować.


Szykuj się na 100 lat, ale bądź przygotowany na śmierć, w każdej sekundzie życia.

Końcówka ciąży czyli wydatków przybywa.

Coraz bliżej już do rozwiązania, czyli powitania na świecie nowego członka rodziny. Co prawda płeć jeszcze nie znana ale w końcu nie to jest jak na razie najważniejsze.

Wszystko by było fajnie, gdyby dbanie o wyż demograficzny, nie było aż tak kosztowne. Fundusze zbierane na ten cel, coraz szybciej się kończą.

Wydatkom nie ma końca, a wciąż tylu rzeczy brakuje. Co prawda dążąc do niezależności finansowej, postanowiłem odświeżyć zawartość szaf i szafek, w celu znalezienia ubranek po poprzednim dziecku.

Niestety wiele ubranek się zniszczyło przeważnie poprzez nie dające się doprać "obiadki" malca. Dlatego też, znaczna część pieniędzy, została wydana na zakup ubranek. Sporo ciuszków udało się "wysępić" od rodziny, którzy również otrzymywali od nas ubranka, gdy byli w potrzebie.

Łóżeczko znalazło się na strychu, jak i wózek. Chociaż na tym człowiek może zaoszczędzić.

Jednak z doświadczenia wiem, że najwięcej kasy pochłonie zakup pieluch i chusteczek nawilżanych, a także oliwek i szamponów. Trzeba będzie poszukać tego na allegro, może i tu uda się zaoszczędzić.

Podsumowując, choć zbliża się radosny czas rozwiązania, to najbliższe miesiące (lata), dość mocno nadszarpną domowy budżet.

Tak więc ten rok, choć z pewnymi zrealizowanymi planami, będzie dla mojego portfela, dość "ciekawy".

Kolejna rocznica ślubu, czyli zbyteczny wydatek za spokój w domu.

Jak co roku, przyszedł ten dzień, który w żonach budzi żądze wydawania pieniędzy. Kolejna rocznica ślubu, nadszarpnęła mój portfel. Moja lepsza połowa, zażyczyła sobie wyjścia do restauracji na obiad. Koszt jak na mój gust, był dość wysoki bo 110zł.

Zdaję sobie sprawę, że niektórzy żywią się na mieście i wydają pieniądze w różnych takich miejscach. Jednak dla mnie, "doświadczonego" inwestora, jest to marnowanie pieniędzy. Bo za taką kwotę, byłbym w stanie, przygotować obiad na co najmniej 5 dni.

Ale z kobietami, a zwłaszcza z żonami, ciężko dyskutować, zwłaszcza gdy chodzi o jakieś rocznice.

Musiałem więc przełknąć tą gorzką pigułkę, jaką było stołowanie się w restauracji i zastanowić się, jak pokryć tak wielkie straty w swoim portfelu.

Można tylko się pocieszać, że kolejna taka impreza, dopiero za rok, a jeśli okaże się, ze nasze kolejne dziecko też będzie miało skazę białkową, to jeszcze przez długi czas nie będzie mogła chodzić na takie wypasione obiadki.

Coraz częściej zadaję sobie pytanie, czy istnieje jakaś konkretna wysokość funduszu awaryjnego, która jest w stanie pokryć wszystkie przewidziane, jak i nie przewidziane wydatki?

Bo zwiększając fundusz awaryjny, coraz częściej pojawiają się nowe "awarie".

Sezon grzewczy rozpoczęty, czyli uciekające pieniądze przez komin

No cóż, pogoda nas nie rozpieszcza. Zrobiło się zimno i dość deszczowo. Temperatura spadła i w domu zaczęło być chłodno.

O ile dorośli mogą ubrać się cieplej, to mając małe dzieci trzeba już dogrzewać mieszkanie. I to kolejna przeszkoda, w drodze do oszczędności, czy niezależności.

Dodatkowo, jestem zmuszony do ogrzewania mieszkania gazem, co znacznie podwyższa koszty. A jeszcze nasze PGNiG, chce 10% podwyżki.

Coraz więcej przeszkód pojawia się na drodze tych, którzy chcą zreformować swoje finanse. Wydaje mi się, że czas na takie przedsięwzięcia był z rok czy dwa lata temu.

Wtedy można było po oszczędzać, inwestować czy odkładać. Teraz, gdy dość wyraźne są podwyżki wszystkiego, a od nowego roku podatku vat, coraz trudniej będzie odłożyć pieniądze, czy choćby zamknąć domowy budżet, zwłaszcza gdy utraciło się dodatkowy dochód.

Mam nadzieję, że wytrwam w tej drodze i choć te 100zł miesięcznie, uda mi się odłożyć.

niedziela, 5 września 2010

Definicja dziadowania

Przeglądając różne blogi, dotyczące finansów, czy fora, można się spotkać z terminem "dziadowanie". Określa to sposób życia, czy raczej oszczędzania zbyt dosłownego. Na zdrowiu, jedzeniu itp.

Tylko zastanawiam się, czy istnieje jakaś definicja dziadowania. Bo jeśli nie posiadam jakiegoś modelu telefonu, który ma paręset funkcji nigdy mi nie przydatnych, to jest to dziadowanie?

Albo gdy nie zamawiam pizzy czy innych fast foodów? Czy używam zwykłych żeli i szamponów, zamiast tych, które zrobią z ciebie bożyszcze kobiet? itp.

Wydaje mi się, że nie jest to dziadowanie. Żyjemy w świecie konsumpcji, gdzie wmawia się nam, iż kupno tego czy tamtego gadżetu, sprawi, że będziemy lepsi, czy bardziej na czasie. Tak zwani celebryści, reklamują różne towary, których sami nie używają, ale nam wmawia się, że my musimy.

Posiadanie 1000 kanałów, z których oglądamy 10 też nie jest powodem do dumy. Można sporo zaoszczędzić na "dobrach" doczesnych, nie dziadować ale żyć i używać tylko tego, co tak na prawdę nam jest potrzebne, ułatwia życie, a nie je utrudnia, jak np. obsługa nowoczesnego samochodu :).

Podniesienie stóp procentowych, czy jeszcze w tym roku?

Chodząc na zakupy, przeważnie po tylko potrzebne rzeczy, zauważyłem, że ceny idą w górę. Ledwo ogłoszono podwyżkę podatku Vat i mimo, że ma obowiązywać od stycznia 2011 roku, to większość handlowców (producentów?), postanowiła już przyzwyczajać klientów do wyższych cen.

Jeśli chodzi o moją osobę, a podejrzewam, że i tysiące innych uczynią tak samo, zaczynam dość ostro, ograniczać konsumpcję. Spadek moich dochodów, jak i wzrost cen, powodują, wymuszone oszczędzanie. Jeśli ceny będą rosły w takim tempie i tak bardzo (bułka zdrożała o 18%, chleb 16), to oszczędzanie może nawet zamienić się w dziadowanie.

Wzrost cen, żywności, paliwa jak już zapowiadane podwyżki gazu, spowodują moim zdaniem, wzrost inflacji w dość krótkim czasie.
Nie chcę się z nikim zakładać :), ale na początku przyszłego roku, podniesione zostaną stopy procentowe. Co prawda istnieje sporo prawdopodobieństwo, że może to się stać jeszcze w tym roku.

Działania rządu, producentów i handlowców, doprowadzą do wzrostu inflacji, spadku konsumpcji i polskiego PKB.
A to będzie pretekst do kolejnych podwyżek podatku Vat, a może nawet wprowadzenia innych rozwiązań, które oczywiście pokryją ci na samym dole (choćby podatek od banków, który tak na prawdę zostanie przeniesiony na klientów banku).

W związku z tym, pozostaje coraz mnie form inwestowania, gdyż sytuacja gospodarcza kraju, wpływa na giełdę, a przewidywany wzrost stóp procentowych, czyni nieopłacalnym inwestycje w obligacje skarbowe czy fundusze obligacji.

czwartek, 2 września 2010

Stan portfela po sierpniu

Jak już pisałem we wcześniejszych postach, w moim portfelu nastąpiły dość duże zmiany. Wcześniejszy zakup samochodu sprawił, że stan moich finansów dość szybko się zmniejszył. Zakup "nowego", używanego auta, okazał się dość kosztowną imprezą. Niestety inwestując w potomstwo, należało zainwestować w ich bezpieczeństwo i wygodę, kupując auto rodzinne.

Musiałem nadwyrężyć swój fundusz awaryjny, gdyż nie mogłem wypłacić wszystkich euro z konta oszczędnościowego z PKOBP. Wymóg jest, iż musi na nim pozostawać minimum 300 euro. W związku z tym, na koncie w euro, będę gromadził fundusze, na ewentualne wakacje z rodziną w przyszłym roku.

Jeśli chodzi o stan portfela, to przedstawia się następująco:



Gotówka czeka na zainwestowanie w coś sensownego. Są to pieniądze na "przyszłość dziecka", więc prawdopodobnie, będzie to inwestycja długoterminowa. Może pokuszę się na kupno akcji GPW, ale to się zobaczy, jak będzie więcej szczegółów na temat prywatyzacji Giełdy.

IKE w formie rachunku. O ile na Tauronie zaczynam zarabiać (kupiłem 101 akcji po 5,13 z prowizją), o tyle zakup PKNORLEN okazał się, jak na razie, kiepskim posunięciem. Na szczęście dla mnie, posiadam tylko 12 akcji kupione po 41,43, więc nie tragedia.

ZłotoKupiłem kolejną sztabkę 5g. Znalazłem okazję, gdyż zakupiłem sztabkę kolekcjonerską, po cenie normalnej sztabki. Dzięki temu, moja inwestycja w złoto, przyniosła trochę większy zysk.

Euro. Na koncie oszczędnościowym w PKOBP, zostało 300 euro, zgodnie z ich wymogiem, ale doszło do tego jeszcze 16,96 euro odsetek. Dzięki zakupie samochodu za euro, zarobiłem, choć niewiele, na euro, jak i na odsetkach.

Podsumowując. Mimo moich obaw, sierpień nie okazał się, aż taki zły. Teraz gdy będę mieć trochę więcej czasu, ze zdwojoną mocą, zabiorę się do pomnażania swoich pieniędzy.

Jeśli chodzi o statystyki bloga, to z powodu wakacji, jak i mojej małej aktywności w sierpniu, nie ma się czym chwalić.
W ostatnim miesiącu, blog wyświetlany był 950 razy.
Najczęściej czytane posty to:
1. oszczędności w euro
2. wolni farmerzy
3. odszkodowanie z PZU

Najwięcej odwiedzających było z następujących przekierowań:
1. polskie blogi
2. droga do wolności
3. zarabianie na blogu

Nachalny marketing, czyli próby wyrwania pieniędzy na zbyteczne rzeczy


Jakoś w ostatnich dniach, nie mogę ogonić się od marketingowców z mbanku i cyfra+.
Wydzwaniają do mnie, proponując mi super, ekstra okazje.

Mbank, wyjechał z jakimś ubezpieczeniem, za jedyna 20zł miesięcznie. Pani, choć miła, jednak dość stanowczo, próbowała wymusić na mnie zgodę przystąpienia do tego ubezpieczenia. Podejrzewam, że gdyby nie nagrywanie rozmów, sama by mnie zapisała. Powiedziałem, że muszę zapoznać się z OWU i niech zadzwoni za parę dni. Po zapoznaniu się z warunkami ubezpieczenia, stwierdziłem, że to żadna rewelacja.
Gdy ponownie pani zadzwoniła, odmówiłem przyjęcia tej propozycji, jednak zajęło mi to sporo czasu.

Jak skończył mbank, zaczęła wydzwaniać cyfra+. Chcieli mi wcisnąć pakiet HBO, za połowę normalnej ceny. Moja negatywna odpowiedź, spotkała się znów ze stanowczym namawianiem mnie na zbyteczną przynajmniej dla mnie, ofertę.

Jestem w miarę kulturalnym człowiekiem, ale jeszcze raz zadzwoni do mnie marketing, to chyba będę rozłączał telefon.

A jakie Wy macie sposoby na tych ludzi.
Jak rozumiem, że oni z tego żyją i tak zarabiają, ale ja też mam swoje wydatki i oni powinni rozumieć, że nie znaczy NIE.