Właśnie przekonałem się na własnej skórze, jak kończy się używanie karty kredytowej.
Tak na marginesie to chyba jakieś fatum, jak nie problemy z odszkodowaniem z PZU (o czym tutaj), to teraz problemy z kartą kredytową ma której do tej pory zarabiałem (o czym w poście).
No ale wracając do tematu.
Otóż w pewny słoneczny dzień, udałem się na zakupy potrzebnych rzeczy. Jak to zwykle bywa w moim przypadku chciałem zapłacić kartą kredytową (bo gotówka w tym czasie leży sobie w Eurobanku na koncie oszczędnościowym). Pani kasjerka wpisała kwotę i wydrukowała potwierdzenie do podpisu.
Jako, że mam nawyk sprawdzać wszystko co podpisuję, zauważyłem, że kwota jest inna (wyższa) niż na paragonie z kasy. Okazało się, że pani kasjerka popełniła tak zwany czeski błąd. Zamiast wpisać 39zł, wpisała 93zł.
W związku z tym, nie podpisałem potwierdzenia, a pani na terminalu zaznaczyła opcję "brak autoryzacji" i wydrukowała mi potwierdzenie tego (na szczęście).
Pomyślałem, że wszystko będzie ok. Operacja anulowana więc karta nie powinna być obciążona.
Właśnie. Nie powinna.
Sprawdzam sobie online historie karty kredytowej i widzę, że karta jest obciążona tą nieprawidłową kwotą.
Z lekka zirytowany wskakuję na czata z eurobankiem i piszę co i jak. Pani po drugiej stronie wyjaśnia, że w ciągu 7 dni, kwota na pewno wróci na konto karty. Pomyślałem, no trudno, poczekam.
Minął tydzień i nic. Więc tym razem wybrałem się do oddziału eurobanku. Pani sprawdzała i sprawdzała, w końcu oznajmiła, że zwrot środków następuję w ciągu 48 godzin po 7 dniach od transakcji (czyli na moje oko 9 dni, choć nie dopytałem czy roboczych).
Wróciłem do domu i czekam sobie te 48 godzin. Dałem im jeszcze 12 godzin, a co mam gest :)
Sprawdzam historie karty i nic. Żadnego zwrotu ani informacji co dalej.
Więc pofatygowałem się znowu do oddziału banku. Bardzo miła pani, wszystkiego wysłuchała, pomyślała, posprawdzała i potwierdziła, że nie ma zwrotu tej kwoty. Wobec tego zadzwoniła do polcard'u w celu wyjaśnienia tej sprawy, gdyż bank nie odpowiada za transakcje tylko w tym przypadku polcard.
Porozmawiała telefonicznie z jakimś panem i otrzymałem informacje, że należy napisać reklamacje i dołączyć do niej potwierdzenie anulowania transakcji. Rozpatrzenie reklamacji ma nastąpić w ciągu 14 dni.
No to sobie poczekam. O rozwoju sytuacji napiszę w kolejnym poście.
Wracając do tytułowego pytania tego posta. Bezpieczeństwo karty.
Jak się okazuje, nawet posiadając przy sobie kartę kredytową (czyli nie gubiąc jej, czy nie zostać z niej ograbiony) można w legalny sposób zostać "bankrutem". No bo zakładając nie do końca hipotetycznie.
Robię zakupy i płacę za nie kartą kredytową. Kasjer/ka, wpisuje kwotę (czy to przez pomyłkę czy specjalnie) o wiele wyższą niż powinna (na przykład zamiast 100zł 600zł albo i więcej). Nawet jeśli zauważę błąd (choć większość użytkowników kart nie sprawdza, a nawet nie zabiera potwierdzeń jak i paragonów) i nie podpiszę transakcji, to z mojego przypadku wynika, że nic to nie zmienia. Karta zostanie i tak obciążona kwotą wpisaną przez kasjera. A to potem Ty użytkowniku karty musisz chodzić i wyjaśniać wszystko, żeby odzyskać pieniądze.
A jeśli ma się wyższy limit na karcie to już w ogóle strach z niej korzystać.
Ciekaw jestem, czy karty kredytowe, które potwierdza się poprzez wpisanie kodu PIN, też "odrzucają" transakcje, a na prawdę obciążają konto karty.
Tak więc reasumując.
Zaczynam się poważnie zastanawiać nad rezygnacją z karty kredytowej. Bo okazuje się, że zabezpieczenie karty w postaci podpisu może jest i w jakimś stopniu zabezpieczeniem jej przed wykorzystaniem przez kogoś innego, ale z mojej historii wynika, że "sam" siebie mogę okraść.
Nie autoryzując transakcji i tak jestem stratny.
Więc drodzy czytelnicy. Sprawdźcie procedury zgłaszania reklamacji spornych transakcji, zanim jak ja będziecie musieli męczyć się z biurokracją i odkręcaniem błędów zrobionych przez innych.
Jeżeli chodzi o autoryzację PIN-em to przed wpisaniem kodu jest podana kwota transakcji. Jak podamy PIN to nasza wina, chociaż zawsze można anulować taką transakcję ale to trwa.
OdpowiedzUsuńNatomiast miałem podobną sytuację jak ty około miesiąca, kiedy płacąc kartą w terminalu samoobsługowy, 2x próbowałem zapłacić za zakupy, a dopiero za 3 razem transakcja przeszła, kiedy obsługa potwierdziła że podpis zgodny. Mimo to kwota została 3x zablokowana, po około 5 dniach transakcja właściwa się rozliczyła, a za jakieś 3-4 dni potem tamte blokady zniknęły. Kartę mam w mBanku.
Jeżeli to jakieś pocieszenie to na wyciągu uwzględniane są tylko transakcje rozliczone, a blokady nie są brane pod uwagę. Mimo wszystko blokady zmniejszają limit karty. Miałem zdziwko kiedy limit na karcie zmniejszył mi się o 3 tysiące zamiast tysiąca:)
Oj, nie zazdroszczę takiej sytuacji. Przez głupi błąd czy nieuwagę jednej osoby ktoś inny musi miesiąc czasu walczyć o swoje pieniądze. Mam nadzieję, że wszystko szybko się wyjaśni:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Myslalam, ze ktos sklonowal Ci karte lub doszlo do innej formy fraudu. A tu mala pomylka i zablokowanie 93zl na karcie, ktore i tak wroca na konto. Tak dlugo jak masz kwitek, to wszystko jest w porzadku.
OdpowiedzUsuńWyobraz sobie taka sytuacje: kupuje samochod i dealer probuje 5 razy pobrac zadatek z mojej karty, bo transakcje sa odrzucane. Skutek jest taki, ze moja karta zostaje zablokowana z powodu przekroczenia limitu, ale dealer nic mi nie mowi o tych nieudanych transakcjach. O tym, ze karta jest zablokowana dowiaduje sie dopiero za pare dni, jak zamawiam zakupy on-line. Ale ciagle nie nazwalabym tego problemem z bezpieczenstwem karty tylko ludzka pomylka.
Ciekawe dlaczego bankom nie zależy na zadowoleniu klientów. Przecież bank zarabia na płaceniu kartą kredytową, a takie sytuacje powodują, że klienci nabierają podejrzeń do tej formy płatności. Teraz powinno zależeć przecież bankom na klientach, tych solidnych, bo przecież według ostatnich danych, zabierają już karty kredytowe niesolidnym klientom, więc będą tracić na kartach.
OdpowiedzUsuńI z powodu takich sytuacji podejrzewam, że dość długo w naszym kraju, gotówka będzie w częstszym użyciu niż plastikowy pieniądz.
OdpowiedzUsuńMoim zdanie, ponieważ kryzys wciąż trwa i nic nie wskazuje żeby się miał kończyć (tzw. kraje GIPS), plastikowy pieniądz przepadnie. Każdy rzuci się na gotówkę i to trzymaną w ręku, niż na jakiej zapiski w komputerach bankowych. Zresztą ostatnie "cuda" jakie dzieją się w różnych bankach przy próbach logowania, wskazują, że bankom nie można ufać. W jednej sekundzie jesteśmy pozbawieni dostępu do naszych pieniędzy.
OdpowiedzUsuńI jak tam z Twoją reklamacją? Jak znam Twoje szczęście to nic z tego :). Jestem zdecydowanym przeciwnikiem korzystania z kart, czy to debetowych czy kredytowych. Plastikowy pieniądz nie sprawdza się. Banki go promują bo na nim zarabiają ale już zwiększanie bezpieczeństwa im się nie opłaca. Udowadnianie nie swojej winy, zrzucają na klienta. Oni mają czas na rozpatrzenie reklamacji nawet i miesiąc. Tylko Ty spróbuj się spóźnić z jakimś zobowiązaniem, to za sam monit telefoniczny policzą sobie 20zł.
OdpowiedzUsuńWszelkiego rodzaju plastiki, nadają się tylko do kosza. Gotówka to podstawowy obrót kasą. Wtedy wiadomo ile jest pieniędzy w państwie, a nie jakieś zapisy elektroniczne. Gdyby nagle wszyscy zechcieli wypłacić pieniądze, okazałoby się, że fizycznie ich nie ma. Każdy dostał by jakąś część swoich pieniędzy, a resztę drukowali by 24 godziny na dobę. I do czego doprowadziło to "ułatwianie" finansów? Koszmar.
OdpowiedzUsuń