Zastanawiam się tylko czy można być pewnym swojego, a tym bardziej czyjegoś uczucia.
Ja wiem, że na początku jest cudownie, zakochani świata poza sobą nie widzą. Później - zwłaszcza gdy pojawiają się dzieci jest już gorzej. Nie to, że miłość pomału przemija ale jednak są już inne priorytety, inny poziom zainteresowania sprawami drugiej osoby, bo przecież dziecko samo o siebie nie zadba.
A co będzie z moją drogą ku sześciu zer gdy dojdzie do sytuacji gdy przyjdzie się nam rozstać. Gdy żona stwierdzi, że to już nie to, że z innym będzie bardziej szczęśliwa i zabierze się z częścią mojego majątku.
Owszem, ktoś może powiedzieć, że mnie w czasie kryzysu średniego wieku też może odbić i zrujnuje swój budżet dla jakiejś małolaty, niszcząc w ten sposób długoletni okres oszczędzania i inwestowania oraz zaprzepaszczając szansę na niezależność finansową.
Niestety w drodze do celu jest tyle niewiadomych, że zastanawiając się nad tym wszystkim, czasem można zwątpić.
Może przyjść choroba, która pochłonie cały majątek albo wypadek po którym dopadnie człowieka amnezja, itd. itp.
Więc jakoś trzeba znaleźć tą cienką granicę między oszczędzaniem, a nie żałowaniem wszystkiego sobie. Odmawiania nawet potrzebnych rzeczy tylko i wyłącznie dlatego, że wierzy się, iż kiedyś to przyniesie szczęście.
Podsumowując.
Jeśli jesteś w związku, a jeszcze posiadasz potomstwo, to droga do celu jest bardziej wyboista i nieprzewidywalna.
Owszem, ktoś może powiedzieć, że mnie w czasie kryzysu średniego wieku też może odbić i zrujnuje swój budżet dla jakiejś małolaty, niszcząc w ten sposób długoletni okres oszczędzania i inwestowania oraz zaprzepaszczając szansę na niezależność finansową.
Niestety w drodze do celu jest tyle niewiadomych, że zastanawiając się nad tym wszystkim, czasem można zwątpić.
Może przyjść choroba, która pochłonie cały majątek albo wypadek po którym dopadnie człowieka amnezja, itd. itp.
Więc jakoś trzeba znaleźć tą cienką granicę między oszczędzaniem, a nie żałowaniem wszystkiego sobie. Odmawiania nawet potrzebnych rzeczy tylko i wyłącznie dlatego, że wierzy się, iż kiedyś to przyniesie szczęście.
Podsumowując.
Jeśli jesteś w związku, a jeszcze posiadasz potomstwo, to droga do celu jest bardziej wyboista i nieprzewidywalna.
Spytam o jeden szczególik z twojego posta, bo mnie to naprawdę zastanawia jak ludzie mogą być tak ślepi lub wychowani tzn. nikt im tego nie wtłoczył do głowy co oznacza prawnie i materialnie małżeństwo w naszym kraju. W 99% że majątek przez ciebie zgromadzony jest wspólny z drugą połową (jeśli nie ma rozdzielności ofkoz). A nadal myśli się o tym jak o swoim. Każda ze stron! Frapujące i przerażające...
OdpowiedzUsuńOd stuleci małżeństwa/rodzina to był głównie biznes zawierany ku wzajemnemu dobrobytowi, pomocy, potomstwu. Pomijam wypaczenia i skupienie na jednym powodzie tylko, ale ludzie gdzieś nagle w dwudziestym wieku w większości zatracili to spojrzenie, skupiając się na emocjonalnej stronie bycia z drugim człowiekiem i jakby wyrzucając za burtę wszelkie inne kwestie. Nie rozmyślając o nich zbytnio i nie roztrząsając.
Dziwne, że tak mało osób sobie uświadamia wspólność majątkową małżeńską w drodze do wolności finansowej. Nie spotkałam się w gruncie rzeczy z jakimś większym poruszeniem tego tematu w małym światku blogosfery, a ewidentnie szkoda. Bo temat bardzo ciekawy i szeroki, od kwestii prawnoformalnych po emocjonalne :)
Tak, prawnie jeśli nie ma się rozdzielności majątkowej to każde z małżonków ma prawo do 50% majątku. Tylko, że ma prawo - a w sytuacji gdy np. kobieta znajduje sobie kochanka z którym ucieka, a mając współwłasność do konta czy wszelkie pełnomocnictwa, czyści konta, to co nam po takim prawie.
UsuńPewnie, że w sądzie wygramy, tylko za co żyć do tego czasu. Znalezienie uciekinierów, rozprawy mogą ciągnąć się miesiącami czy latami.
A co niektórzy mogą mieć na kontach więcej niż warte jest mieszkanie czy dom, porzucony przez żonę.
Nie chodzi mi akurat o taki aspekt, bo współwłasność to nie wspólne konto - wiele małżeństw ma osobne i co z tego? Równie dobrze nie musi ukraść z konta, równie dobrze może wynieść dobytek z domu czy mieszkania wg zasady "bo ma klucze". Zabrać nam majątek może KAŻDY, któremu to umożliwimy (lub skrzywdzić w inny sposób). Małżonkom na pewno łatwiej bo przez życie z tą osobą po prostu mamy więcej okazji.
OdpowiedzUsuńTworząc związek małżeński tworzy się tzw. fikcja prawna, a ogarnięciem której problem mają nawet prawnicy nie mówiąc o zwykłych Kowalskich. Nie chodzi o to, że małżonek ma prawo do połowy majątku wspólnego. Jakie prawo? To jest połowa majątku małżonka, a nie prawo do niego do udowodnienia przed sądem... z tym dzisiaj ludzie mają ogromny problem. Nie widzą tego. To jest przerażające.
Cóż nie jestem prawnikiem ale wydaje mi się, że to "tylko" prawo. Gdyby faktycznie to była połowa majątku sprawy rozwodowe w których małżonkowie walczą o ten właśnie majątek nie trwałyby tak długo.
UsuńSąd rozdziela majątek nie po 50% więc tak naprawdę trudno ludziom, którzy jeszcze są w związku i nawet nie myślą o rozstaniu, określić co stanowi ich majątek (i nie chodzi mi o dzielenie sofy piłą łańcuchową na pół).
Zły dzień, czy jak? :)
OdpowiedzUsuńChyba życie przedawkowałem :)
Usuń