Początek czerwca okazał się dla mnie dość fatalny. Zarówno jeśli chodzi o finanse jak i życie prywatne.
Jeśli chodzi o inwestycje to portfel znów zalicza straty z powodu spadków na giełdzie. Akcje lecą na łeb na szyje, a wszystko przez niepewność związaną ze strefą euro.
Niestety okazuje się, że to nie wszystkie nieszczęścia, które zaplanował dla mnie ten miesiąc.
W środę kończy mi się ważność prawa jazdy i wczoraj udałem się do lekarza w celu otrzymania zaświadczenia potrzebnego do przedłużenia uprawnień do prowadzenia samochodu.
Po wszelkich badaniach okazało się, że stan mojego zdrowia eliminuje mnie, przynajmniej na jakiś czas, z dróg.
Sytuacja ta spowoduje różne komplikacje w naszym życiu. Przede wszystkim utrudnienia w dostaniu się do pracy, trzeba będzie jeździć na rowerze lub korzystać z komunikacji podmiejskiej. Również w pracy pojawi się problem w dostaniu się do klienta. Zostanę zapewne przykuty do biurka i skończą się dodatki za pracę w terenie.
Jest to dla mnie dość przykra informacja gdyż bardzo lubię prowadzić samochód, a nie cierpię jeździć w roli pasażera.
W związku z tym, postanowiliśmy sprzedać samochód, gdyż żona jak twierdzi, nie da rady jeździć naszą zafirą, a kupić jakiś mniejszy. Samochód jest potrzebny gdyż nigdy nie wiadomo, kiedy z którymś z dzieci trzeba będzie jechać do lekarza czy na pogotowie bo znowu coś wpadnie do oka.
Tak więc dzisiaj ostatnia rodzinna podróż w roli kierowcy. Z okazji Dnia Dziecka jedziemy do Bałtowa oglądać dinozaury, a wieczorem do Galerii Echo.
Jutro spróbuję sprzedać samochód na giełdzie w Miedzianej Górze i kończę przygodę z "pożeraniem szos".
Teraz zostaje tylko znalezienie sensu życia.
O ile cel finansowy, 6 zer na koncie, pozostaje, to już cele prywatne mi się posypały.
Nie tak dawno pisałem o inwestycji w samochód. Chciałem odnowić polskiego fiata 125p i pojeździć nim na jakieś zloty. Jednak w obecnej sytuacji nie wiem czy ma sens inwestowanie swoich pieniędzy i czasu w coś co staje się mało realne.
Wiem, że większość powie, iż mam rodzinę i powinienem się cieszyć. Jednak czasem potrzebne jest oderwanie się od tej rodziny i naładowanie akumulatorów, posiadanie jakiegoś hobby, dzięki któremu można choć na chwilę oderwać się od codziennej walki o byt.
Niektórzy spędzają wiele godzin nad znaczkami, które zbierali przez całe życie inni nad monetami, a jeszcze inni wsiadają na motocykl i pędzą przed siebie.
Mnie niestety odebrano możliwość jazdy samochodem więc muszę szukać czegoś innego.
Nie piszę tego, żeby się nad sobą użalać, ale jeśli ktoś odniesie takie wrażenie to trudno. Mój blog i piszę co chcę. Zresztą jak sam tytuł mówi, jest to blog o oszczędzaniu i życiu. Więc jeśli chcę sobie ponarzekać i pomarudzić, to jest to chyba dobre miejsce i czas. W końcu to weekend.
Głowa do góry ;-) W końcu masz bloga jako hobby!
OdpowiedzUsuńNiby tak ale ciężko dzięki niemu oderwać się od rzeczywistości, zwłaszcza gdy spadki na giełdzie i trzeba pisać o stratach w portfelu.
UsuńCo Cię nie zabije to wzmocni :P. Strzel sobie browarka, a nawet dwa i idź spać -> jutro będzie lepiej :).
OdpowiedzUsuńLepiej nie będzie ale faktycznie teraz będę mógł pić na każdej imprezie bo już nie muszę prowadzić. Żebym tylko nie popadł w alkoholizm.
UsuńWspółczuję. Gdyby ktoś mi zabrał prawo jazdy to tak jakby zabrał mi większość mego prywatnego życia, bo prawie każde moje hobby wiąże się z dojechaniem gdzieś.
OdpowiedzUsuńTeż czuję jakby ktoś zabrał lepszego mnie.
UsuńTez czulabym sie bez prawa jazdy jak bez reki. Zwlaszcza, ze moje hobby to motoryzacja i mam 2 samochody.
UsuńA czy jest to naprawdę coś poważnego?
OdpowiedzUsuńByć może wizyta u innego lekarza by pomogła?
Tylko pikawka siada. Ale własnie testują na mnie nowy lek więc albo wóz albo przewóz.
UsuńNapisałeś, że na jakiś czas. Więc może w dalszej przyszłości istnieje szansa odzyskania tego prawo jazdy?
OdpowiedzUsuńIstnieje, jak przeżyję.
Usuńheh...to za wzrok zabrali ?
OdpowiedzUsuńNie, za zbyt "czułe" serce :)
Usuń