środa, 23 lutego 2011

Zwątpienie w słuszność decyzji - czyli brak wiary w sukces

Nie wiem jaki jest stan rodzinny w świecie blogerów, których czytam blogi o finansach, zarabianiu czy rentierstwie.

Mój jest znany czyli żona i dwójka dzieci.
I to one, a zwłaszcza córka, od początku roku wyprowadza nie małe pieniądze z portfela.
Choroba się przedłuża i po trzech dniach zdrowotności, znów należało dać zarobić lekarzowi. Wizyta 80zł, leki 40zł, plus opłacenie pielęgniarki, która będzie dawała zastrzyki.
Przy okazji dowiedziałem się, że jeśli skierowanie na zastrzyki jest z prywatnego gabinetu, to jego zrobienie kosztuje 10zł.

Nasze państwo jest więc jak najbardziej anty rodzinne. Nie pomoże tu nawet ustawa o płaceniu za nianię ZUS'u. Czy naprawdę rządzący wierzą, że ludzie popędzą do ZUS'u zgłaszać nianie, a potem jeszcze do urzędu skarbowego? Czy nianie będą chciały dzielić się pieniędzmi z państwem od którego dostaje głodowe emerytury, ewentualnie "odkładać" do OFE, które jeszcze istnieje ale nie wiadomo jak długo.
Pomijając osoby młode, które nie mogą znaleźć pracy i będą chciały zajmować się dziećmi za płacę minimalną, nie wróżę tej ustawie zbyt wielkiej popularności.

Ale wracając do tytułu posta.
Dopadło mnie zniechęcenie i zwątpienie. Bo czy przy takich wydatkach, których nie widać końca, da się faktycznie zostać rentierem? Gdy inflacja jest wyższa niż oprocentowanie niejednej lokaty w banku, a koszt utrzymania, wychowania i wykształcenia dziecka jest w naszym kraju dość wielką wartością.

Dlatego dochodzę do smutnego wniosku, że mimo iż niby więcej zarabiam, nie uda mi się uzyskać wymarzonej niezależności finansowej.
Koszty utrzymania mieszkania (zwłaszcza ogrzewanie w obecnym sezonie grzewczym), dzieci, a zwłaszcza obecnie opieki medycznej itp. są już dla mnie zbyt wysokie. Od kwietnia przy niższych dochodach mojej żony (a dokładniej ich braku co najmniej przez 6 miesięcy) nie jest w stanie mnie nic przekonać do wiary iż mój cel zostanie osiągnięty.

No cóż. Wpis ten służy chyba przede wszystkim jako forma wylania żalów niż jakiejś konstruktywnej wiedzy.
Ale co tam. Raz na jakiś czas prywata na własnym blogu nie zaszkodzi.

czwartek, 17 lutego 2011

Akcje spadają, portfel się kurczy ale nowe inwestycje w drodze

Jak już powszechnie wiadomo, nam, oszczędzającym i inwestującym, wiatr w oczy.

Najpierw z okazji walentynek ministerstwo finansów podarowało nam likwidację lokat jednodniowych, później mogliśmy zaobserwować trend boczny na giełdzie, który przeradza się chyba w korektę.

Niestety, spadki na giełdzie, a zwłaszcza spadki akcji firm, które posiadam, powodują, że portfel znów zszedł poniżej 20k.
Luty to ostatni miesiąc w którym mam dodatkowy dochód ze szkoleń. Mam nadzieję, że wypłata pokryje straty powstałe wskutek spadków cen akcji jak również euro.

Postanowiłem 1500 złotych z funduszu awaryjnego zainwestować. Mój wybór padł na fundusz dynamicznych spółek. Może fundusze o takim profilu, poradzą sobie lepiej wobec coraz głośniejszych informacjach o korekcie na giełdzie.

Choć nie wiem dlaczego u nas na parkiecie korekta, a w Stanach Zjednoczonych zbliżają się do maksimów.

Jeśli chodzi o akcje, które posiadam, to w obecnej sytuacji, traktuję te inwestycje jako długoterminowe. Liczę nie tylko na wzrosty, ale i na dywidendę z PKOBP. Mam nadzieję, że się nie przeliczę i przynajmniej w przypadku akcji Boryszewa, nie zostanę po kolejnej emisji z papierami śmieciowymi.

niedziela, 13 lutego 2011

Zwykłe przytaknięcie, może wpędzić nas w dodatkowe koszta.

Po raz kolejny dzwonili do mnie marketingowcy z platformy cyfrowej.
Rozmowa była bardzo miła i pani przedstawiała ofertę, a dokładniej jakąś tam opcję dodatkową w bardzo atrakcyjnej cenie.

pani - Czy uważa Pan, że ta oferta jest atrakcyjna
ja - Tak, cena jest dość przystępna
pani - Czyli włączam Panu tę opcję i dziękuję za rozmowę

Mimo dość dużego zaskoczenia, że przytaknięcie dotyczące oferty, od razu powoduje jej włączenie, zdążyłem tylko przed zakończeniem rozmowy powiedzieć, że nie chcę skorzystać z tej opcji.

No to Pani już nie zależało na zakończeniu rozmowy i znowu zaczęła, że ta oferta jest super i tak dalej, ale stanowczym głosem powiedziałem, że nie interesują mnie już takie atrakcyjne opcje dodatkowe.

I tak zastanawiam się, czy gdyby nie to, że rozmowy są nagrywane, to każdy telefon odebrany niezależnie od jakiej firmy, powodowałby, że dostajemy to czego nie chcieliśmy. Bo przecież podczas tej rozmowy, nic nie było mówione, czy ją chcę tylko po przytaknięciu, że jest atrakcyjna, próbowano mi ją włączyć.

Inna sprawa, to w jaki sposób weryfikowana jest osoba, do której marketingowcy się dodzwaniają.

Dzwonił do mnie Pan, z propozycją przedłużenia umowy na internet. Po pytaniu czy dotychczasowy limit mi wystarczy od razu chciał ją przedłużyć. Jednak już wcześnie sprawdzałem sobie różne pakiety i wybrałem sobie niższy pakietu za mniejsze pieniądze. Pan trochę zawiedziony poprosił mnie o numer dowodu. Powiedziałem, że nie pamiętam, a dowodu nie mam przy sobie.
Mimo to, umowa została uznana za zawarta i po paru dniach otrzymałem informację o zmianie wysokości abonamentu. Była to tylko informacja więc niczego nie musiałem podpisać ani odesłać.

I się zastanawiam. Ani w pierwszym ani w drugim przypadku, moje dane nie zostały zweryfikowane. Przytaknąłem tylko jak się nazywam i to wystarcza aby pracownik firmy świadczącej usługi uznał, że rozmawia z tym, a tym klientem. Równie dobrze mógłbym komuś podwyższyć pakiet, czy abonament i zanim sprawa by się wyjaśniła, ktoś musiałby bulić kasę.

Tak więc należy uważać co się mówi w czasie rozmowy, bo można nieświadomie zgodzić się na usługi, których nie chcieliśmy, zgadzając się tylko ze stwierdzeniem, że coś ma atrakcyjną cenę.

środa, 9 lutego 2011

Pożyczki przez telefon nie dostałem

W grudniu zapłaciłem ostatnią ratę za telewizor. Od tamtej pory nic już nie łączy mnie z Lukas Bankiem i nie mam jak na razie zobowiązań wobec banków.

Wczoraj jednak zadzwoniła do mnie pani (podobno z właśnie tego banku) i zaproponowała mi pożyczkę na super, ekstra warunkach.
Pomyślałem, że nie zaszkodzi dowiedzieć się, co w dzisiejszych czasach (po podniesieniu stóp procentowych) oznacza super promocja na kredyt.
Pani czytała wszystkie moje dane, zarówno te dotyczące moich zarobków, czyli wszystko to co podawałem przeszło rok temu, ubiegając się o kredyt na zakup telewizora (nawiasem mówiąc, gdybym wtedy prowadził bloga, nie dał bym się nabrać na kredyt, przynajmniej na taki cel).

Wszystkiemu przytakiwałem i na koniec dowiedziałem się, że niestety nie mam zdolności kredytowej, na żadną pożyczkę. Trochę się zdziwiłem, że z moimi może i nie wielkimi zarobkami nie mam zdolności, a jeszcze bardziej, że skoro bank miał te wszystkie informacje, to po kiego dzwonią z propozycjami?

Dzisiaj udałem się do placówki Lukas Banku i po podaniu tych samych informacji, okazało się, że mam zdolność na 20 tysięcy i to na samo oświadczenie o dochodach.

Póki co kredyt, ani pożyczka mi nie potrzebne, ale przynajmniej wiem, że posiadam zdolność kredytową :)
Pozostaje jeszcze jedno pytanie, jak to się dzieje, że raz mi nie dadzą kredytu, a w placówce bez problemu.

Przy okazji dowiedziałem się, że nawet noworodek zmniejsza zdolność kredytową.
Pozostaje mi więc przez parę lat, ukrywać to, że mam syna :). Wtedy będę miał nie zagrożoną zdolność kredytową.

poniedziałek, 7 lutego 2011

Stuknęło dwadzieścia tysięcy złotych - aktualizacja portfela

Dzisiaj doszła zaległa wypłata za przeprowadzone szkolenia. Dzięki niej mój portfel przekroczył 20 tysięcy złotych. Pieniądze jak na razie przelewam na konto oszczędnościowe w eurobanku. Później może wpłacę je na IKE i dokupię jakiś akcji.

Jest to już jakaś konkretniejsza kwota, którą trzeba będzie jakoś sensownie pomnażać.
Niestety projekt szkoleń się skończył i od marca koniec z dodatkowym zarobkiem. Do tego dojdzie wychowawczy żony, więc również jej zarobki przestaną wpływać. Moja pensja będzie musiała starczyć na nas czwórkę, co znacznie ograniczy możliwość dokładania kolejnych pieniędzy do portfela.

Pora więc zacząć poważniej zastanowić się nad wyższymi stopami zwrotu z inwestycji, gdyż w przeciwnym razie, portfel zacznie się kurczyć zamiast rosnąć.

Tak więc radość z przekroczenia 20k przyćmiewa wizja dość znacznych spadków dochodu, co niewątpliwie bardzo źle wpłynie na wzrost wartości portfela.

Jednak mimo dość pesymistycznych wizji, nie zamierzam rezygnować ze swojej drogi do miliona, a jeśli będzie trzeba zacznę doliczać do portfela swoją inwestycję - dzieci :)
Tylko jeszcze nie wiem jak taką inwestycję wyceniać :)

niedziela, 6 lutego 2011

Pieniądze w formalnym związku

Pewnie wiele osób (singli) zastanawia się, jak to jest z pieniędzmi gdy zawrze się związek (małżeński).

Jest wiele metod na w miarę łagodne gospodarowanie już wspólnymi pieniędzmi. Niektórzy mają dwa konta na które trafiają ich zarobki, inni mają trzy konta, to trzecie wspólne na które "zrzucają się" aby pokryć wspólne wydatki.

W moim (naszym) przypadku, postanowiliśmy mieć jedno wspólne konto. Były to czasy, gdy prowadzenie konta (przelewy) były płatne, więc nie było sensu trzymanie więcej niż jednego, przymusowego konta.
Żona dała mi wolną rękę, czyli zrzuciła ciężar opieki nad naszą kasą na moje barki. To ja zajmowałem się (zajmuję się nadal) opłacaniem rachunków, wyborem pakietu telewizyjnego czy abonamentami telefonicznymi. To mnie przypadła rola napraw samochodu itp.
Ona kupuje jedzenie i ubrania.

W jaki sposób gospodarujemy pieniędzmi.
Wszystkie zarobki wpływają na jedno konto. Po otrzymaniu pensji przelewam kwotę 800zł na konto w mbanku, z którego opłacam rachunki. Z pozostałych pieniędzy "odkładam" pieniądze na życie, które wypłacam i są w domu do dyspozycji żony. Jeśli ja mam coś kupić po drodze z pracy, to płacę kartą kredytową. Wypłacam tylko część pieniędzy na życie, tak aby starczyło na jakieś dwa tygodnie. Czasem się udaję czasem trzeba wypłacić wcześniej :)

Reszta pieniędzy leży sobie na rachunkach oszczędnościowych w eurobanku. Dodatkowa kasa za nadgodziny czy szkolenia jest przeze mnie inwestowana.

Nie wiem czy to jest najlepszy sposób, ale chyba mało "korupcjogenny" :)
To znaczy, że każde z nas, ma pełny dostęp do historii konta i nie ma problemów przy kupowaniu np. jedzenia.
Rozgraniczenie pieniędzy na "swoje" zwłaszcza przy dość znacznej różnicy w zarobkach, może powodować pewny dyskomfort psychiczny i prowadzić do jakiś zatargów.

sobota, 5 lutego 2011

Czy tradycyjne kantory przestaną istnieć?

Coraz więcej w sieci można znaleźć tzw. e-kantory. Możemy w nich wymieniać waluty po lepszych kursach niż w tradycyjnych kantorach, nie mówiąc już o bankach.

Jedyne co nam potrzebne to konta walutowe.

Tak się zastanawiam, widząc coraz więcej osób korzystających z tych e-kantorów, a zwłaszcza z sum jakie są w obrocie (podawane przez właścicieli), czy nadejdzie czas "bankructw" stacjonarnych kantorów?

Podejrzewam, że nie.
Bankowość internetowa nie spowodowała likwidacji tradycyjnych banków, a nawet banki czysto internetowe, pootwierały placówki, aby klient mógł przyjść osobiście i pozałatwiać sprawy z żywą osobą, a nie z maszyną.

W przypadku wymiany walut, dodatkowym czynnikiem, który powoduje, że tradycyjne kantory przetrwają jest przywiązanie ludzi do fizycznych pieniędzy. W przypadku e-kantorów, tak naprawdę zamieniamy zapis komputerowy np. w złotych na dolary. Czyli nie mamy konkretnie "papierku" w ręce, a tylko zobowiązanie banku, który prowadzi nasze konto, że gdy przyjdziemy po pieniądze, to on nam je da.
Bywa z tym różnie o czym pisałem w poście

Poza tym, wymiana pieniędzy przez e-kantor przy udziale banków prowadzi do tego, że nasze transakcje są monitorowane. A tego sposobu kontroli przepływu naszych pieniędzy, nie każdy jest w stanie zaakceptować :)

środa, 2 lutego 2011

Inwestycja w akcje banków

Wczoraj podano wynik finansowy banku Millennium. Okazał się dużo lepszy niż oczekiwano. W związku z tym akcje poszły w górę i pojawiła się informacja o propozycji dywidendy w wysokości 10 groszy za akcję.

Myślę, że również inne banki wykażą się dobrymi wynikami za 2010 rok.

Postanowiłem więc, uśrednić cenę akcji PKOBP, które posiadam od jakiegoś czasu. Wczoraj dokupiłem akcji tego banku, licząc, że również on, będzie miał dobre wyniki za 2010, a Skarb Państwa, w związku z łataniem budżetu, wymusi wypłatę dość znacznej dywidendy.

Liczę na wzrost ceny akcji, jak również na podwyższenie wartości portfela dzięki ewentualnej dywidendzie.

Ponieważ na moim rachunku maklerskim IKE, znajduje się już kwota 5000 złotych, postanowiłem trzymać akcje długoterminowo. W końcu do tego Indywidualne Konta Emerytalne służą, a przynajmniej taka była idea przy ich tworzeniu.
Kończę więc ze spekulacjami, czyli kupnem dzisiaj, a sprzedażą za 2 czy 3 dni (no chyba, że akcje wzrosną o 80% jak wczoraj to miało miejsce z akcjami jednej spółki :))

wtorek, 1 lutego 2011

Pierwszy miesiąc Nowego Roku za nami

Pora podsumować to co minęło i szarpnęło portfelem.

Niestety w tym miesiącu nie nastąpiła wypłata za szkolenia, choć się odbyły. Mam nadzieję, że to chwilowy przestój w płatnościach i za luty otrzymam wynagrodzenie łączne ze styczniem.

W styczniu sporo wydatków dotyczyło mojej córki, a dokładniej jej stanu zdrowia o czym pisałem w poście.

Oto aktualny stan portfela.





W tym miesiącu uzyskałem następujące stopy zwrotu z inwestycji.




Postanowiłem kupić euro, dlatego spora część pieniędzy z funduszu awaryjnego jak i na przyszłość dziecka, została wykorzystana na ten cel.
Od tego roku, pieniądze na przyszłość dzieci będę inwestował w fundusz inwestycyjny BPHTFI Akcji.